ljurekZarówno rozrywka jak i biesiada, którą można potraktować (też) jako element rozrywki, są oczywistymi elementami kultury. Natomiast z szeroko pojmowanej kultury zwykle potrafimy wyłonić „coś”, co zechcemy nazwać sztuką

Dżentelmeni – jak głosi jedno z porzekadeł - nie o wszystkim chcą dyskutować, ale MY (ludzie), którzy potrafimy umiejscowić owych dżentelmenów na właściwym IM, przynajmniej zdaniem niektórych, miejscu - już powinniśmy!

Zapewne tylko młodym (ewentualnym) czytelnikom należy się wyjaśnienie, że oparłem się na starym dowcipie o staruszce, która widząc tylko zajęte miejsca w tramwaju spytała głośno: czy są tu dżentelmeni? Blisko siedzący młodzian natychmiast, i jeszcze głośniej, wyjaśnił jej, że dżentelmeni i owszem są, tylko wolnych miejsc brakło. No…!

Każdą epokę charakteryzują specyficzne niuanse, które dla jednych są tak oczywiste jak poranne śniadanie, a dla drugich nawet po dodatkowych wyjaśnieniach mogą okazać się niezrozumiałe. No bo ilu dzisiejszych dwudziestolatków (a nawet tych w nieco bardziej zaawansowanym wieku) łączy jeszcze elitarność z grzecznością? A ponadto, czy dżentelmeni korzystają jeszcze ze środków masowej komunikacji?

Sztuka od zawsze była (i jest) elitarna. Ta elitarność często bywa zabójcza dla niej samej. Dla jednych staje się niebezpieczna, z bardzo różnych powodów, z niezależnością twórców na czele; a dla innych obca. Co gorsze???

Na to ostatnie pytanie odpowiedź musi być złożona. Po pierwsze: nie każdy posiada odpowiednią osobowość (bożą iskrę), aby być twórcą czy odtwórcą, a tych, którzy ponadto potrafią zachować niezależność, jest naprawdę niewielu. Na to prostej rady raczej nie znajdziemy. Po drugie jednak – a to bardzo ważne - odbiorcą (świadomym) może być niemal każdy, ale potrzebna jest odpowiednia edukacja - a ta kosztuje!

Gdyby polski system edukacji nie traktował po macoszemu roli świadomego (czyli przygotowanego) odbiorcy, to intensywniej mogłoby zadziałać wolnorynkowe prawo popytu i podaży nakierowane na kreatywnych twórców. Ale może właśnie dlatego działa to tak, jak działa?

Sponsorów (mecenasów sztuki) nie wymyślono współcześnie, historia wspomina o nich od zawsze. Czy to monarcha, czy mecenat państwowy, czy inne instytucje, z religijnymi na czele - a nawet poszczególni obywatele - różnie są pod względem opieki nad artystami oceniani. Jednak zwykle, gdy władza centralna „odpuszczała”, to powstawały sytuacje niczym z porzekadła o sześciu kucharkach!

Dotarliśmy zatem do wydolności ekonomicznej, a pośrednio do celów, jakimi mogą kierować się poszczególni sponsorzy. Jakże wymownym przykładem historycznym jawi się tu postać Jana Zamoyskiego, a przecież to przykład tylko jeden z wielu. Natomiast współcześni sponsorzy… No cóż!

Jeśli by przyjąć, że hojność sponsorów świadczy też o zasobności społeczeństwa, wśród którego prowadzą swą działalność gospodarczą, to jawi się dość ponury obraz „zaklętych kręgów”, gdzie bogaci stają się coraz bogatsi - pod wieloma względami, także mentalnie - a biedni…

Jak w takiej wizji jawi się nam nowogardzkie?

 

Lech Jurek